Dzisiejszy dzień przebiegł bardzo spokojnie i bez większych atrakcji.
Po śniadaniu poszliśmy na nogach do centrum zwiedzając po drodze wszystkie świątynie buddyjskie.
Potem Old Market, basem i Pub Street. Na kolacji spotkaliśmy bardzo miła parę on z Dani, ona z Tajwanu, mieszkająca w Texasie ,ale obecnie razem żyją w Londynie tylko, że ona jest teraz na wymianie z uczelni w Nowym Jorku. Bardzo pogmatwana sprawa:) Przyjemnie spędziliśmy z nimi wieczór.
Jutro jedziemy do Phnom Penh na jedną noc. Przed nimi ponownie 6 – godzinna podróż w ciasnych siedzeniach, ale damy rade:)
W hotelu w którym teraz mieszkamy panuje bardzo dziwna atmosfera. Cały czas jesteśmy obserwowani przez obsługę, jak tylko wychodzimy z hotelu to od razu biegną (dosłownie biedną) i wyłączają nam bezpieczniki w pokoju, żeby klima nam nie chodziła. Jak wracamy to ktoś nas zawsze zagaduje, żeby ktoś inny mógł dobiec i włączyć bezpiecznik. Jest też zwyczaj ściągania butów przed hotelem i chodzeniem na bosakach po hotelu, ale my tego nie przeszczekamy bo wydaje się nam to dość dziwne ale na szczęście nie zwracają nam uwagi. Na basen nie można wnosić swoich napojów, tylko trzeba kupić u nich dużo drożej. Bilet na autobus do Phnom Penh również chcieli nam sprzedać o wiele drożej niż "na mieście".