Geoblog.pl    bakipaki    Podróże    bakipaki2011    Dzien 3
Zwiń mapę
2011
01
lip

Dzien 3

 
Birma
Birma, Yangon
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11445 km
 
Pomimo wczesnej pobudki czujemy się wypoczęci. Po szybkim śniadaniu składającym się z sushi i sałatki warzywnej jedziemy metrem na lotnisko. O czasie wylatujemy do Yangonu liniami Jet Star. Zawsze lataliśmy liniami Air Asia ale akurat nie mają oni bezpośredniego połączenia z Singapuru do Birmy. Istnieje możliwość lotu ale prze Kuala Lumpur lub Bangkok. Jet Star znalazł nam kayak.com jako najtańszą ofertę.

Właśnie piszemy podczas lotu. Za 2,5h mamy być na miejscu i zegarki przestawiamy o 1,5h do tyłu (+4,5h czasu polskiego). Jesteśmy mile zaskoczeni, gdyż w samolocie jest darmowy posiłek, co w tanch liniach lotniczych rzadko się zdarza. Na miejscu nocleg mamy już zabookowany na jedną noc w hostelu Mother Land Inn 2 – oferuje on również darmowy pick up. Dlatego na lotnisku będziemy wypatrywać jakiegoś birmańczyka z naszym nazwiskiem. Planujemy udać się jutro na północ kraju najprawdopodobniej pociągiem do miejscowości Thazi skad udamy się na treking do pobliskiej miejscowości Kalaw i jeziora Inle Lake.

Plany się nieoczekiwanie zmieniły. W Yangonie jest bardzo brzydka pogoda – strasznie deszczowo. 1,5h lataliśmy na Yangonem, zrobiliśmy chyba 15 kółek i czekaliśmy na decyzję odnośnie możliwości wylądowania. Niestety nie udało się. Musieliśmy lecieć na lotnisko zapasowe do Chang Mai w Tajlandii – ok. 45 minut z Yangonu. Teraz wylądowaliśmy tutaj i mamy czekać 25 minut w samolocie na płycie lotniska na decyzję czy można już lecieć do Birmy J zamiast 2,5h lotu mieliśmy 5h i teraz przy dobrych wiatrach jeszcze ok. 1h.

Niestety dobrych wiatrów nie było i do Yangonu zamiast o 10:35 dolecieliśmy przed 18.

Siedzieliśmy cały czas w samolocie 4h, który stał na płycie lotniska. Jednak pomimo tych niedogodności linie Jet Star bardzo zadbały o pasażerów. Zapewniły dodatkowy posiłek, co chwile roznosili kawę, herbatę, soki.

Po przylocie szybka odprawa (wizę wyrobiliśmy sobie w Berlinie za 25 euro + 10 euro za przesyłkę, jednak z tego co widzieliśmy to jest możliwość wyrobienia na miejscu, tylko nie dopytaliśmy się ile taka kosztuje)

Myśleliśmy, że już nikt na nas nie będzie czekał z hostel jednak okazało się że wytrwale czekają, pomimo 8 godzin opóźnienia J. W ogóle to z innego samoloty który wylądował chwile po nas też byli turyści z naszego hostelu. W sumie było nas ok. 10 osób, jechaliśmy takim jakby busem ale w stanie dość krytycznym J żeby zamknąć drzwi pomagier kierowcy musiał włożyć walizkę J a jak zabrakło miejsc dla 1 chłopaka to dostał plastikowy taboret żeby sobie siadł w przejściu J Ogólnie wszyscy byli zadowoleni z przejażdżki – trwała ona mniej więcej 40 minut.

Hostel jest ok. za pokój bez klimy płacimy 19$. Na miejscu jest Internet, można zamówić bilety na busa. Instalujemy się w pokoju, który jest na ostatnim 3 piętrze. Jest gorąco i wilgotno ale przyjemnie :) widoki z okna ciekawe. Jest już ciemno, jak dojeżdżaliśmy do hostelu już się ściemniało a teraz jest już noc. Jesteśmy troszkę zmęczeni po przygodach z naszym lotem ale zostawiamy wszystko i idziemy na miasto.

Nasz hotel jest daleko od centrum :/ to jest największy minus. Wychodzimy z hostelu i idziemy wzdłuż ulicy. Jest ciemno tylko nieliczne latarnie się święcą. Droga dziurawa bardziej niż w Polsce :] trzeba uważać gdzie się stawia nogi. Szukamy jakieś taxi, znajdujemy i próbujemy się dogadać z kierowcą ale za bardzo nie rozumie o co nam chodzi :] Jeszcze na dodatek mamy tylko dolary bo nie mieliśmy gdzie wymienić a on nie ma wydać. Po dłuższych pertraktacjach ustalamy, że jedziemy do centrum :] pokazaliśmy mu na mapce gdzie chcemy, płacimy mu dolarami a on wydaje nam kyatami po jakimś śmiesznym kursie – niestey nie mamy innego wyjścia. Jedziemy taxa ok. 10 minut i jesteśmy na miejscu.

Wysiedliśmy sobie obok Sule Pagoda – jest to powiedzmy okolica centrum. Na ulicach masa ludzi, przed nami duży plac wyglądający na zajezdnie autobusów a na nim chłopcy grają sobie w piłkę. Wszędzie są tylko i wyłącznie lokalni mieszkańcy podczas tego wieczoru spotkaliśmy 2 białasów i nikogo poza tym. Jest bezpiecznie, nikt nas nie zatrzepia, nie próbują nam wciskać jakiś pamiątek itd. Jedynie co robią to uśmiechają się, pokazują palcami i obgadują :] jesteśmy dla nich atrakcją większą niż oni dla nas :] kupiliśmy sobie jakieś owoce niestety nie wiemy jak się nazywają, nasz sprzedawca powiedział, że nie mają one nazwy angielskiej i wymawiał birmańską ale niestety nie potrafimy jej powtórzyć :] chodzimy sobie przez jakiś czas aż tu nagle zaczyna kropić. Na początku poczuliśmy kilka kropel, po kilku sekundach już biegliśmy pod jakiś daszek bo tak już lało. Masakra w 10 sekund zrobił się prawdziwa monsunowa ulewa. Czekaliśmy pod budynkiem z innymi aż przestanie lać i po 30 minutach postanowiliśmy, że dłużej nie czekamy. Parasolki nie zdążyliśmy wypakować z dużego plecaka. Pobiegliśmy wzdłuż drogi i trafiliśmy na miejscową knajpę. Zjedliśmy w niej ryż z kurczakiem i taxówką pojechaliśmy do naszego hotelu. W hotelu spróbowaliśmy owoców i do spania :]
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 3.5% świata (7 państw)
Zasoby: 56 wpisów56 4 komentarze4 0 zdjęć0 1 plik multimedialny1
 
Nasze podróże
29.06.2011 - 24.07.2011
 
 
11.06.2010 - 29.07.2010