Wymęczeni po trekkingu pozwoliliśmy sobie pospać dłużej. Następnie udaliśmy się na zwiedzanie okolicy. W hostelu zamówiliśmy taksówkę na dworzec oddalony o 11 km od naszej wioski. Pozwolili nam zostać w pokoju tak długo jak tylko chcemy więc do 16:30, bo o tej godzinie mieliśmy taxi. O 17 byliśmy już na dworcu (kazali nam być wcześniej) – a zdecydowanie nie potrzebnie bo nasz autokar przyjechał 50 minut spóźniony.
Bus tym razem nie był tak wypasiony jak ostatnio, ale najważniejsze, że siedzenia się rozkładały.
Drugi raz jedziemy i po raz kolejny w autobusie leci ten sam birmański serial komediowy. Ludzie na postojach kupują sobie wiele paczek chipsów i chrupią całą drogę, do tego głośno bekając, bo u nich to jest normalne.