Geoblog.pl    bakipaki    Podróże    bakipaki2011    Dzień 10
Zwiń mapę
2011
08
lip

Dzień 10

 
Birma
Birma, Mandalay
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 12097 km
 
Droga nam szybko minęła i przed 5 rano byliśmy na miejscu (10 godzin jazdy). Na dworcu w Mandalay, pomimo wczesnej godziny było pełno taksówkarzy oferujących swoje usługi. Nie dało się wyjść z autobusu bo jedni zablokowali wejście, a inni walili rękami po szybach do wszystkich pasażerów. Kierowca tak się zdenerwował, że rzucił w nich taboretem plastikowym :] Od razu wszyscy się rozeszli, i mogliśmy spokojnie wyjść.

Mieliśmy w planach nocować w Royal Geust House. Na dworcu stał pan z nazwą tego hostelu więc od razu do niego podeszliśmy i za 5000 kyatów pojechaliśmy na 2 skuterkach na skuterkach na miejsce. Okazało się, że jest tylko jeden wolny pokój ale bez toalety. My jednak wolimy z łazienką, więc powiedzieli, żebyśmy przespali się w lobby, a o 10 ma się coś zwolnić. Na nasze szczęście już po godzinie snu tj. o 6 rano ktoś się wymeldował i mogliśmy iść do pokoju pospać jeszcze parę godzin.

O 10 wyruszyliśmy zwiedzać miasto. Mandalay to ostatni stolica królestwa Birmy. Jej lokalizację miał przepowiedzieć sam Budda. Obecnie Mandalay, liczące ok. 800 tys. mieszkańców (drugie po Yangonie), słynie przede wszystkim z bardzo dużej liczby klasztorów kształcących dziesiątki tysięcy mnichów. Jest ogromnym edukacyjnym centrum buddyzmu therewady, szkołą filozofii.

Teoretycznie (oficjalnie) Birma od 1996 roku jest otwarta dla turystów. Jednak tak naprawdę trzeba mieć szczęście, żeby jakiegoś spotkać na ulicy. Ten kraj dzięki temu, że nie jest za bardzo rozwinięty turystycznie, nie ma naciągaczy, oraz nie dających spokoju sprzedawców jakiś dóbr, bądź kierowców. Zdecydowanie zwiedzanie jest przyjemniejsze jeżeli dzieci nie proszą o pieniądze i nie mówią „ one dolar, one dolar”, tak jak np. w Kambodży.

Turystów spotykaliśmy w hotelach :] potem na mieście jak już kogoś widzieliśmy to w 85% był to ktoś z naszego hostelu. Naprawdę bardzo mało ludzi odwiedza ten kraj i przez to gdzie się nie pojawimy wzbudzamy zainteresowanie :] bardzo dużo miejscowych zagaduje do nas z uśmiechem na twarzy. Wszyscy są bardzo przyjaźnie nastawieni i widać to bez żadnych słów.

Najpierw chcieliśmy coś zjeść na śniadanie ale jak się okazało nie jest łatwo znaleźć jakąś knajpę z jedzeniem. Jest wiele stanowisk ale takich na ulicy. My woleliśmy znaleźć jednak jakąś knajpę z naszego przewodnika i sporo czasu nam zajęło odszukanie takiej, żeby jeszcze menu było po angielsku. Tutaj mało kto zna angielski, a jeżeli już do umieją „how are you? ; what is your name? :]

Następnie wzięliśmy riksze i zawiózł nas do pałacu królewskiego. Obecnie jest to rekonstrukcja prawdziwego pałacu, który spłonął w marcu 1945 roku podczas wycofywania się Japończyków, a dokładnie, zbombardowali go nacierający na miasto Brytyjczycy, ponoć przez przypadek.
Pałac nie jest wart ani czasu ani pieniędzy. Jedynie warto wyjść na Watch Tower aby zobaczyć z góry okolicę. Obecna rekonstrukcja wygląda jak dekoracja z niskobudżetowego filmu.

Nie opodal pałacu znajduje się Mandalay Hill – jest to wzgórze o wysokości 230 m . Na szczyt wchodzi się po schodach (ok. 30 min ). Po drodze znajdują się posągi Buddy. Na samej górze można podziwiać piękną panoramę miasta.

Usiedliśmy sobie w cieniu aby odpocząć po ciężkim wchodzeniu (straszny upał był w ten dzień), podeszła do nas dziewczyna prosząca o pomoc w angielskim. Myśleliśmy, że wyciągnie jakieś zadanie domowe, czy poprosi o wytłumaczenie gramatyki, a tu nagle pojawiło się ok. 15 uczniów którzy siedli wokół nas i zaczęli zadawać pytania. Za raz zjawił się mnich, który okazała się ich nauczycielem. Młodzież uczestniczy w zajęciach angielskiego, które organizuje klasztor. Mnich sam kazał im szukać jakiś ludzi z którymi mogliby porozmawiać po angielsku. Jedni mówili całkiem dobrze inni dopiero się uczyli, ale mimo tego dowiedzieliśmy się bardzo dużo ciekawych rzeczy o Birmie. Również młody mnich opowiedział nam o klasztorach i o całym procesie jak zostać mnichem. Poprosili również o nasze maile, bo zrobiliśmy sobie parę wspólnych zdjęć.

Następnie udaliśmy się do hostelu aby się odświeżyć, gdyż było tak upalnie, że byliśmy totalnie przemoczeni. Później udaliśmy się na kolację do Nepali Food – bardzo dobre hinduskie jedzenie. Trudno tam było trafić gdyż w Birmie co chwile jest wyłączany prąd. Ulice są prawie całkowicie ciemne. Jedyne światło dają miejsca z własnym generatorem prądu. Na szczęście prawie wszystkie hotele w których nocowaliśmy miały takie generatory.

Wieczorem umówiliśmy się z jednym napotkanym taksówkarzem na jutrzejszy dzień. Ma nas zabrać do trzech byłych stolic Birmy. Ma to być wycieczka całodniowa. (15000 kyatów).
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 3.5% świata (7 państw)
Zasoby: 56 wpisów56 4 komentarze4 0 zdjęć0 1 plik multimedialny1
 
Nasze podróże
29.06.2011 - 24.07.2011
 
 
11.06.2010 - 29.07.2010