O 8:30 przyjechała po nas taksówka. Udaliśmy się po Australijczyka – pana po pięćdziesiątce który sam podróżuje. Po drodze wstąpiliśmy do wioski w której pędzi się bimber z cukru palmowego i z odmiany ryżu której nie umiemy powtórzyć. Dostaliśmy po kieliszku do degustacji – bardzo smaczny ;] Kupiliśmy sobie jedną półlitrową butelek za ok. 10 zł. (3000 kyatów) – jak prezent dostaliśmy cukier palmowy w ładnym pudełeczku i woreczek sezamu:]
Po 1,5 h byliśmy na miejscu. Na górze Popa (725 m wysokości) znajduje się świątynia z pięknym widokiem na okolice. Przy bezchmurnym niebie widać nawet świątynie w Bagan. Zarówno na górze jak i w wiosce pod świątynią mieszkają małpy. Pełno biegających, skaczących dużych i małych. Trzeba być bardzo ostrożnym bo podobno kradną, portfele i inne rzeczy. Bywają również agresywne i potrafią poważnie zadrapać człowieka. Jedna o mało nie zaatakowało Michaliny wyszczerzając zęby i pokazując pazury ;]
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się na targu owocowym. Za ok. 15 zł nakupowaliśmy dwie pełne reklamówki różnych owoców. Najbardziej się jednak cieszyliśmy z papaj, która nam strasznie tutaj zasmakowała, a kosztuje tylko 1,5 zł !!! a jest naprawdę duża.
Po powrocie pozwoliliśmy sobie na długie leniuchowanie w hotelu :]